Refleksja
ks. Edward Sztafrowski, Wprowadzenie do liturgii Mszy niedzielnych i świątecznych
W pierwszym czytaniu Słowa Bożego spotykamy dziś opis stworzenia niewiasty. Podobnie jak pozostałe opisy stworzenia jest on obrazowy, ale zawiera prawdy, które zamierzał Pan Bóg przedstawić ludzkości. Wskazuje najpierw na odmienność płci. Stworzony przez Boga mężczyzna nie czuje się dobrze: "Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam". Rozpoczyna się więc jakby poszukiwanie partnerki dla mężczyzny. Czyni to właściwie sam zainteresowany. Jest rzeczą charakterystyczną, że nie znajduje jej wśród świata zwierzęcego. W ten sposób zostaje jeszcze raz zaakcentowana różnica istniejąca między człowiekiem a światem zwierzęcym.
W takiej sytuacji "konieczna" była ponowna bezpośrednia interwencja Boga, aby stworzyć "odpowiednią pomoc dla mężczyzny". Samo przedstawienie sposobu stworzenia niewiasty jest czymś właściwie drugorzędnym, rzecz natomiast istotną stanowi bezpośrednie zaangażowanie się Boga. Stworzona przez Boga kobieta stała się ową poszukiwaną przez mężczyznę partnerką: "Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała".
Nie tylko jednak istnieje różnica płci, ale naturalną konsekwencją tego stanu rzeczy stało się małżeństwo, w którym następuje wzajemne uzupełnienie się i powstaje bardzo ścisła wspólnota, mająca odegrać niezwykle ważną rolę w przekazywaniu życia ludzkiego. Trzeba koniecznie zauważyć, że Pismo św. ukazuje tutaj związek monogamiczny (jeden mężczyzna i jedna kobieta) oraz nierozerwalny (mężczyzna i kobieta tworzą "jedno ciało" (bez możliwości rozchodzenia się).
Taką sytuację trzeba uznać za pierwotną, innymi słowy małżeństwo jest instytucją Bożą, która otrzymała dwa podstawowe przymioty: jedność i nierozerwalność. Dopiero zaś później zaczęły się wkradać do tej instytucji wypaczenia, a mianowicie wielożeństwo i rozerwalność małżeństwa. Za czasów Chrystusa znana była i stosowana rozerwalność związku małżeńskiego.
Ponieważ Pan Jezus nauczał z wielką pewnością i zabierał głos na różne tematy, faryzeusze postawili Mu pytanie: "Czy wolno mężowi oddalić żonę?" W odpowiedzi Chrystus przypomina najpierw praktykę, którą dopuścił Mojżesz, pozwalającą mianowicie na oddalenie żony, a następnie zdecydowanie stwierdza, że nie takie było pierwotne zamierzenie Boże, ukazane w akcie stworzenia pierwszej pary ludzkiej. Ponieważ zaś Chrystus przyszedł dla naprawienia tego, co zostało jakby podważone przez grzech pierworodny i zaczęło chorować, dlatego zdecydowanie stawia sprawę dotyczącą małżeństwa. Potwierdza mianowicie nierozerwalność tego związku - i to najważniejszym autorytetem: "Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela".
Dla Żydów, którzy byli przyzwyczajeni do rozwodów, ta odpowiedź Chrystusa stanowiła zaskoczenie i wydawała się twarda. Stąd i Apostołowie, gdy znaleźli się tylko sam na sam z Chrystusem, powrócili do tej sprawy i prosili o dodatkowe wyjaśnienia. Pan Jezus nie tylko niczego nie odwołał, ale raczej przypieczętował. Stwierdził bowiem, że ani mężowi nie wolno oddalić żony, ani żonie opuszczać męża. Gdyby zaś usiłowali to czynić i łączyli się z osobami trzecimi, dopuszczają się cudzołóstwa. A więc nawet po rozejściu się są nadal związani węzłem małżeńskim i dlatego współżyjąc nie ze sobą, lecz z kimś trzecim, popełniają grzech cudzołóstwa. Przywracając małżeństwu nierozerwalność dał Chrystus tej instytucji mocny fundament gwarantujący wypełnienie przez nią ważnych zadań.
Grzech pierworodny zerwał stan przyjaźni z Bogiem, do jakiej został człowiek powołany w chwili stworzenia. Wtedy to Pan Bóg, który z miłości stworzył człowieka, postanowił go odkupić w swoim miłosierdziu. Ponieważ inicjatywa nie mogła wyjść ze strony człowieka, dlatego Bóg postanowił posłać na świat swojego Jednorodzonego Syna, aby On wystąpił w roli Pośrednika między niebem i ziemią.
Skoro miał reprezentować rodzaj ludzki, stał się człowiekiem, a więc jednym z nas, podobnym ludziom we wszystkim z wyjątkiem grzechu. To podobieństwo posuwa się aż tak daleko, że Syn Boży podejmuje cierpienie i umiera za wszystkich. Mógł cierpieć tylko jako człowiek, ale przecież Jego człowieczeństwo (czyli ludzka natura) było cały czas złączone nierozerwalnie z drugą Osobą Trójcy Przenajśw., z odwiecznym Słowem, a więc z Tym, "dla którego wszystko i przez którego wszystko". Dzięki temu Jego cierpienia i męka przyniosły zbawienie wszystkim, których naturę człowieczą zechciał przyjąć. Ze względu na to szczególne pokrewieństwo, Chrystus nie wstydzi się nazwać ludzi swoimi braćmi.
On też nas uświęca, ale musimy pamiętać o tym, że nie dokonuje tego bez naszego udziału. W zbawienie, które nam przyniósł, musimy się włączyć dobrowolnie i codziennie podejmować świadomie drogę świętości, prowadząc życie zgodne z wymaganiami Ewangelii.