Refleksja
ks. Edward Sztafrowski, Wprowadzenie do liturgii Mszy niedzielnych i świątecznych
Można i trzeba powiedzieć, że cała historia święta ukazuje nam niezwykłe miłosierdzie Boga, który zawsze pochylał się nad grzeszną ludzkością. Człowiek bowiem stworzony na obraz i podobieństwo Boże, zamiast odnajdywać drogę do Tego, od którego wyszedł, schodził często na własne kręte ścieżki, oddalając się od źródła życia i prawdziwego szczęścia. Pan Bóg mógł zostawić człowieka na tych bezdrożach, ale zawsze litował się nad tym, który był jego dziełem i szukał człowieka, aby na podobieństwo dobrego pasterza przyprowadzić do owczarni zbłąkaną owcę.
Prorocy Starego Przymierza często przypominali narodowi wybranemu tę niezwykłą dobroć Boga, który zawarł z nim przymierze na Synaju i nigdy go nie opuszczał, choć naród tyle razy okazał sprzeniewierzenie. Tak miało być również w okresie niewoli babilońskiej. Na naród wybrany spadła słuszna kara, znalazł się poza Palestyną, stracił nawet własną świątynię - widomy znak obecności Boga (Jahwe). Ale przecież nie oznacza to wcale, że Bóg zapomniał o swym narodzie. Prorok Jeremiasz wzywa wszystkich do radości: "Pan wybawił swój lud, Resztę Izraela". To zaś wybawienie będzie bardzo różnić się od pójścia na wygnanie. Gdy Żydzi opuszczali Jerozolimę i ojczystą Palestynę, pędzeni byli do niewoli, szli i płakali, wielu zginęło od miecza nieprzyjaciela. Powrót natomiast pod opieką Bożą będzie łatwy i dostępny nawet dla ułomnych i chorych. Stąd wolno było powiedzieć, że Żydzi będą wracać z radością.
Człowiek dotknięty nieszczęściem głęboko przeżywa swoją tragedię i dlatego szuka wszelkich możliwych środków uwolnienia się od przygniatającego go ciężaru. Cieszy się więc bardzo, gdy spotka kogoś, kto by chciał go wesprzeć w jego niedoli. Tak się właśnie przydarzyło owemu niewidomemu, który żebraniem zarabiał na utrzymanie. Siedział przy drodze niedaleko Jerycha. Akurat tamtędy przechodził Chrystus Pan z uczniami i sporym tłumem. Gdy niewidomy dowiedział się, że w pobliżu jest Jezus z Nazaretu, zaczął donośnym głosem wołać: "Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną". Ciekawa była reakcja tłumu. Wielu nastawało na niego, żeby milczał. Jakże ludzie łatwo przechodzą do porządku dziennego nad nieszczęściem innych. Sami będąc zdrowi i znajdując się blisko słynnego proroka z Nazaretu nie chcieli, aby im przeszkadzał ten "niewidomy żebrak", od lat już zasiadający przy drodze. Zainteresowany jednak nie dał się uciszyć, ale nawet jeszcze głośniej wołał.
Pan Jezus usłyszał wołanie tego nieszczęśliwego człowieka i nie przeszedł nad nim do porządku dziennego. Przystanął i kazał go zawołać. Gdy Jezus zainteresował się tym biedakiem, zmieniła się zaraz reakcja tłumu. Może ci sami, którzy go przed chwilą uciszali, mówią teraz do niego: "Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię". Niewidomemu nie trzeba było dwa razy powtarzać, zerwał się z miejsca, na którym siedział, zostawił nawet płaszcz i przyszedł zaraz do Jezusa. Chociaż Chrystus wiedział, o co chodzi, to jednak chciał, aby niewidomy sam wyraził swoją prośbę i dlatego go pyta: "Co chcesz, abym ci uczynił?"; przywracając mu następnie wzrok pochwalił jego wiarę: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła". Natychmiast przejrzał i poszedł za Chrystusem, aby słuchać Jego nauki i oświecić swój umysł.
Podziwiamy wielkie akty Bożego miłosierdzia, jakie okazują się nad fizyczną nędzą człowieka. Jednak i nam potrzeba tego miłosierdzia dla uzdrowienia naszej duszy. Jakże często tak bywa w naszym życiu, że dostrzegamy choroby fizyczne, ale nie umiemy nieraz zauważyć - i to nawet u siebie - choroby duchowej. A przecież powinniśmy ją widzieć i prosić Pana, by okazał nam swoje miłosierdzie.
Autor listu do Hebrajczyków wskazuje na kilka momentów związanych z kapłańskim posługiwaniem. Otóż każdy kapłan jest brany z ludzi i dla ludzi ustanawiany w sprawach odnoszących się do Boga. Musi więc posiadać ścisłe powiązanie z ludźmi, którzy chodzą po tej ziemi, ale jego misja jest ponadziemska, bo ma prowadzić wszystkich do Boga. Pochodząc z ludzi, umie ich zrozumieć i współczuć im, nawet wtedy, gdy błądzą, ponieważ sam także podlega słabościom.
Ważnym momentem jest powołanie do funkcji kapłańskiej. Nikt nie może sam wziąć sobie tej godności, o ile nie zostanie powołany. Pan Bóg w różny sposób powołuje do tego zaszczytnego zadania. Czasem bezpośrednio, jak np. Aarona, który otrzymał wezwanie za pośrednictwem Mojżesza (Wj 28, 1). Powołanie jest tak konieczne, że nawet Jezus Chrystus "musiał" być powołany na stanowisko arcykapłana nowego Przymierza przez swego Ojca, który powiedział do Niego: "Ty jesteś kapłanem na wieki na wzór Melchizedeka".
Pierwszym źródłem powołania do kapłaństwa jest sam Pan Bóg, Jego miłosierna i wielkoduszna wola. Najbardziej zaś charakterystycznym i nieodzownym znakiem rozpoznawczym jest poprawna intencja, czyli swobodna, jasna i zdecydowana wola oddania się całkowicie na służbę Bogu. Do biskupów należy obowiązek wypowiadania ostatecznego sądu o znakach Bożego wybrania u kandydatów do święceń, im również zastrzeżone jest prawo dopuszczania do kapłaństwa i w ten sposób autentycznego zaświadczenia w obliczu Kościoła o boskim powołaniu do kapłaństwa.